Szpital w Drezdenku przemieniony na covidowy. Przed posługą trzeba się ubrać w odpowiedni strój zabezpieczający przed zakażeniem wirusem. Pamiętam pierwsze wejście w takim „kosmicznym” ubraniu. Prowadziła mnie pielęgniarka, która również była nie do rozpoznania, oznajmiając chorym moją obecność słowami: „Ksiądz idzie”.
Pacjenci wystraszeni, udzielam tylko sakramentu namaszczenia chorych. Przypominam sobie jedną z ostatnich sal, w której leżało dwóch mężczyzn. Jeden z nich nie chciał przyjąć sakramentu, a gdy wychodziłem, usłyszałem: „Ksiądz nie ma co robić?”.
Zrozumiałem, że jest to naprawdę trudny czas, także na rozmowy z księdzem, gdy nie ma obok najbliższej rodziny. Obowiązuje zakaz odwiedzania, pozostał tylko ksiądz. A ksiądz, co ksiądz, kojarzony tutaj tylko ze śmiercią.
Chorym ani się nie chce żyć, ani umierać. Przez telefon prosi mnie ktoś z rodziny chorego, bym się dłużej przy nim zatrzymał, porozmawiał. Próbuję, ale nadaremno. Udzielam sakramentu namaszczenia.
Jest to trudny do wyobrażenia czas. Mogę tylko zapewnić rodziny, że wszystkich obejmuję modlitwą. I w ich intencji odprawiam Mszę św. w kaplicy szpitalnej.
Autor: ks. Jerzy Hajduga