Nie lubię płytkiego pocieszania typu – „a, będzie dobrze”. I myślę, że ludzie też wolą taką odpowiedź, gdy człowiek jest milczący, dotknie, spojrzy.
AGNIESZKA KOSTUCH: 11 lutego przypada Międzynarodowy Dzień Chorego. Proszę, opowiedz krótko o swojej posłudze kapelana szpitalnego. Od kiedy i gdzie ją sprawujesz?
JERZY HAJDUGA: Tak, już nie jestem szkolnym katechetą. Nadszedł czas (lata lecą), by odnaleźć się w innej posłudze duszpasterskiej. A że w Drezdenku (diecezja zielonogórsko-gorzowska) mamy swoją placówkę zakonną, gdzie oprócz szkół jest również szpital powiatowy, przełożeni zaproponowali mi funkcję kapelana. Przyjąłem bez zastanowienia, gdyż lubię nowe wyzwania. Nie bałem się podjąć tej funkcji również i dlatego, gdyż czułem wewnętrznie jej potrzebę dla pogłębienia mojego życia duchowego. I tak w tym roku minie trzynaście lat.
Ks. Jan Twardowski w jednym z wierszy z tomu „Znaki ufności” prosi Boga, żeby nie musiał tłumaczyć „stale cierpienia – niech zostanie jak skała ciszy”. A Ty, jaką postawę przyjmujesz wobec pytań chorych – „dlaczego mnie to spotkało?”. Czy tłumaczysz im sens cierpienia?
Unikam wszelakich słów, wystarczy dotknięcie, spojrzenie. Nie lubię płytkiego pocieszania typu – „a, będzie dobrze”. I myślę, że ludzie też wolą taką odpowiedź, gdy człowiek jest milczący, dotknie, spojrzy. To mi bardzo przypomina sytuację spowiedzi świętej. Człowiek sam nie wie, skąd bierze siły. Widocznie Duch Święty działa. Jak jestem już bardzo zmęczony tymi pytaniami, to idę do kaplicy pogadać sobie z Panem Bogiem i to mi bardzo pomaga.
Mamy tendencję do stereotypowego postrzegania rzeczywistości, szufladkowania ludzi. Wydaje mi się, że większość z nas również funkcję kapelana postrzega stereotypowo – jako niezłomnego pocieszyciela w cierpieniu. Czy stykasz się z oznakami wsparcia w tej pracy ze strony bliskich chorych czy innych osób? Chociażby przez modlitwę za Ciebie.
Funkcja kapelana szpitalnego na pewno nie jest dla młodego kapłana. Ona spełnia się lepiej, gdy kapłan ma już swoje lata doświadczeń, empatię spotykania się z ludźmi schorowanymi. Chorzy oczekują od kapłana uśmiechu, delikatności, porozmawiania, a nawet wspólnego pomilczenia. I potrafią się odwdzięczyć, nie tylko zapewnieniem o modlitwie, ale także uśmiechem. Kiedyś taką chwilę przeżyłem i zanotowałem:
„Umywanie, obmywanie schorowanych ciał. Wtedy oczywiście nie wchodzę do sali, ale wracam. Jeszcze pachnie mydłem, przeróżnymi olejkami. Okno otwarte, a w nim – gdy powietrze wielkanocne – zawsze pierwsza zieleń na gałęziach drzew, pierwsze ptaki zlatujące się na widok chorych z kapłanem. Po obydwu stronach okna, takie nasze zmartwychwstanie” [przyp. – z tomu „Odpocząć od cudu”].
Tym doświadczeniem pracy z chorymi dzielisz się także w swoich wierszach. Jeden z Twoich tomików pt. „Odpocząć od cudu” (Wydawnictwo Literackie Białe Pióro, Warszawa 2015) szczególnie przejmująco o tym opowiada. Jestem ciekawa, czy dzielisz się tymi wierszami z chorymi i ich bliskimi?
Ten temat pierwsi zaczynają chorzy, gdy są z Drezdenka. Znają mnie i z pisania wierszy. To miłe, mają moje tomiki, ale i czytają wiersze, które regularnie publikuję w tygodniku „Niedziela – Aspekty”. Dumnie przekazują ten fakt innym chorym, cieszą się. A ja w cichości z nimi.
Czym jest dla Ciebie w ogóle tworzenie? Drogą równoległą do drogi kapłańskiej?
Tworzenie towarzyszy mi od młodości. Jest jak oddech. Jest też odskocznią.
Ostatni swój tom zatytułowałeś „Zatrzymać z czasu chwile” (MK, Kraków/Drezdenko 2018). Poezja pomaga Tobie dokumentować, zatrzymywać chwile?
Nie myślę o tym. To chyba samo przez się wynika.
Poza pracą kapelana i tworzeniem poezji zajmujesz się również współtworzeniem Teatru Kotłownia w Drezdenku. Proszę opowiedz, na czym konkretnie polega Twój udział w tym dziele.
Tak, od trzech lat w parafii działa Teatr Kotłownia, którego jestem współzałożycielem i powiedzmy „duszą”. Zaistniał w miejscu byłej kotłowni, po remoncie, w podziemiach kościoła. Cudowne miejsce, moje marzenie, gdyż się interesuję teatrem. Znaleźli się aktorzy zawodowi z Teatru Gorzowskiego, już mamy publiczność.
Po roku współpracy aktorzy postanowili zabrać się do mojej sztuki „Ten pusty krzyż”, wystawionej w 1991 roku w Teatrze Olsztyńskim. Pretekstem do jej napisania była pielgrzymka Papieża Jana Pawła II do Polski, Jego wizyta w Olsztynie. Sztuka została przyjęta przez społeczność Drezdenka również z powodzeniem. Po którymś spektaklu podeszła do mnie kobieta, by podziękować i przypomnieć się z pobytu w szpitalu. Wystawiamy też spektakle „do uśmiechu”, komedie, ale nie płytkie.
Organizujecie również Festiwal Literacki Słowa na Puszczy. Podczas ostatniej jego edycji wystąpił m.in. duet muzyków składający się z – pochodzącego z Żywiecczyzny – Jarka Kąkola i grającej na skrzypcach Michaliny Putek. Zagrali piosenki z repertuaru Małego Kina. Jak zostali przyjęci przez Waszą publiczność?
Ludzie byli bardzo zadowoleni, bo schwycili oddech po tej wcześniejszej twórczości. Skrzypaczka zachwyciła wszystkich. Były bisy.
Dziękuję za rozmowę i życzę sił do realizacji twórczych przedsięwzięć oraz radości z ich owoców.
KTOŚ ŻEGNA
moje wiersze bez słów
coraz więcej mają
do powiedzenia
służę ramieniem
(z tomu „jeszcze”, Tercja, Poznań/Drezdenko 2018)
Rozmowę przeprowadziła Agnieszka Kostuch.
Źródło: Gwiazdka Cieszyńska.pl (5 lutego 2019)