Krzyż pandemii oczami poetów

O dwóch tomach – Jerzego Fryckowskiego Dokonało się i Jerzego Hajdugi Uważaj na siebie pisze Agnieszka Kostuch. „Znamienne jest to, że w tych dwóch tak różnie zbudowanych opowieściach o czasie pandemii zaznaczona została mocno obecność matek poetów” – zaznacza autorka.

 

 

Być może przygnieceni chorobą czy choćby lękiem o zdrowie i życie swoich bliskich, literaturę nawiązującą do pandemii odbieramy jako przykładanie nam kolejnego ciężaru. Mnie przynajmniej taka obawa towarzyszy za każdym razem, gdy mam zajrzeć do książki, o której wiem, że porusza ten trudny temat. Rozumiem jednak sensowność tworzenia tego rodzaju utworów, bo jednym z czołowych zadań literatury jest dawanie świadectwa czasu.

 

Pytaniem kluczowym jest dla mnie jako czytelniczki: czy książka poruszająca temat cierpienia, choroby poza obarczeniem mojego grzbietu (głowy) da mi też jakąś nadzieję? Czy po mroku męki zobaczę światło poranka zmartwychwstania?

 

Jerzy Fryckowski swój najnowszy tom Dokonało się (2021) podporządkował koncepcji ukazania pandemii jako drogi krzyżowej. I to zarówno jeśli chodzi o treść, jak i budowę. Książka zawiera 14 tekstów poetyckich, których tytuły są nazwami kolejnych stacji drogi krzyżowej Chrystusa. Czytelność ich przekazu została wzmocniona przez ilustracje-rysunki Andrzeja Boja Wojtowicza przedstawiające części drogi krzyżowej. Notabene oryginalne prace znajdują się w Kaplicy Domu Pomocy Społecznej w Kowarach.

 

Jak wspomina autor w rozmowie z Anną Czerny-Marecką (dla GłosuPomorza24.pl), do napisania tego cyklu rozważań pandemiczno-wielkopostnych zmotywowała go historia jego przyjaciela, który oczekując na przeszczep serca, zachorował na Covid-19. To uniemożliwiło wykonanie przeszczepu, skazało na izolację i pogorszenie jego stanu zdrowia. Ale to właśnie słowa tego przyjaciela – stanowiące motto książki – zawierają światło, które chociaż trochę rozprasza ciemność choroby: „[…] poznałem wielu dobrych ludzi po drodze i zetknąłem się z ogromem prawdziwej wiary […]”.

 

Dobrze się stało, że książkę otwiera to krótkie świadectwo, bo dalej królują „mroki” szpitalno-pandemiczne. W ich odmalowaniu Fryckowski jest naturalistą, który, mówiąc kolokwialnie, bez ogródek opisuje widok chorych.

 

Po raz pierwszy upadł gdy wychodził z karetki

po prostu wymknął im się z rąk

po czternastu godzinach czekania

na realizację składek z całego życia

 

Jest zaszczany

pielucha pęka w szwach

śmierdzi

[…]

(3. PIERWSZY UPADEK POD KRZYŻEM)

 

Drugi raz upadłem w toalecie

Bo łatwo się zachwiać w dniu trzynastym

w ustach odłamek moczu

tych którzy walczyli wcześniej

i obejmowali najbliższych przez folię

[…]

(7. DRUGI UPADEK POD KRZYŻEM)

 

Podmiot liryczny nie jest alter ego autora, przynajmniej nie w zakresie doświadczenia pobytu w szpitalu z powodu Covid-19 (co wyjaśnił Fryckowski we wspomnianej rozmowie). Za to samo doświadczenie szpitala jest mu bliskie od dzieciństwa. Jak wyznał: „Znam szpital bardzo dobrze. Jako dziecko miałem możliwość odwiedzenia matki [pracującej jako pielęgniarka – przyp. A.K.] dwa razy w tygodniu. Teraz jest powrót do tamtego czasu. Powróciła niemoc bycia z bliską osobą umierającą”.

 

Wątek autobiograficzny pojawia się w tekście odpowiadającym stacji drogi krzyżowej, kiedy Chrystus spotyka swoją Matkę.

 

Odeszła w tym samym szpitalu

musiał gdzieś tu pozostać jej ślad

przecież jako sprzątaczka przejechała wszystkie oddziały

[…]

W grudniu siedemdziesiątego roku bała się bardzo

ale oddała krew i powiadamiała rodziny

gdzie i kiedy będą chować

[…]

(4. SPOTYKA SWOJĄ MATKĘ)

 

Takich cichych bohaterów niosących pomoc chorym jest więcej w tej książce. Nie wszyscy są podobni „siostrze Weronice”, pielęgniarce chcącej przełamać się „przemyconym” opłatkiem z chorymi, czasem bliżej im do Szymona Cyrenejczyka przymuszonego do naniesienia pomocy. Właśnie dialog chorego z jednym z takich Szymonów-sanitariuszy jest jednym z najbardziej przejmujących w tym tomie.

 

Nie dotykaj mnie będziesz nieczysty

moja krew nie da ci rozgrzeszenia

za przejechanego psa

za uderzenie żony w chwili gniewu

co gorsze mogę wejść do twojego domu

i uczynić go miejscem zarazy

a synowie dopiero po pierwszym sakramencie

 

Zamiast wyjść im na spotkanie

oddajesz się posłudze być może ostatniej

[…]

gdyby nie ty doświadczyłbym pustki

brzydzę się własnym ubóstwem i cierpieniem

a ty ostatni raz myjesz mnie i czytasz wiadomości od rodziny

 

Odchodząc

potykasz się przy drzwiach

o własną świętość

 

Wybrałeś

(5. SZYMON POMAGA DŹWIGAĆ)

 

 

Dlatego tę wspomnianą na wstępie nadzieję znajduję bardziej w opisach postaw pracowników ochrony zdrowia niż w wierze podmiotu lirycznego, która jest poważnie nadwątlona i przez niego samego określona jako „mała”. Po modlitwach o tlen, o zasięg (żeby połączyć się z rodziną w ostatniej godzinie życia chociaż przez telefon), po własnej śmierci (sic!) zadaje dramatyczne pytania Bogu:

 

[…]

Kim dla Ciebie byłem Panie

ostatnim namaszczeniem dotykasz mojego czoła

pod protezę dostały się kawałki hostii

 

Byłeś ze mną do ostatniej chwili?

straciłem przytomność

wygrzałem łóżko następcy

 

Biegnij do niego

ma liczniejszą rodzinę

 

Może wymodlą?

(13. Z KRZYŻA ZDJĘTY)

 

Czy zatem rozczarowanie – Bogiem, sobą, państwem – jest ostatnim słowem w tej książce? Bardzo chciałabym, żeby nie było, ale opowieść Fryckowskiego kończy się obrazem złożenia chorych przyjaciół do grobu.

 

I brakuje mi w niej właśnie wiary w zwycięstwo Boga nad chorobą i śmiercią, w cud zmartwychwstania, w który wierzę, również w odniesieniu do pandemii. Bo nawet jeśli poeta pozwolił sobie na śmiały zabieg dania głosu podmiotowi lirycznemu po jego śmierci, to jednak odnosi się wrażenie, że w tej nowej, bliżej nieokreślonej przestrzeni pozostawił go jeszcze bardziej osamotnionym i rozgoryczonym, z pytaniami, na które nie słyszymy odpowiedzi.

 

Ks. Jerzy Hajduga w tomie poezji Uważaj na siebie (2020) podszedł do tematu pandemii całkiem odmiennie niż Jerzy Fryckowski – i to pod względem treści, jak i formy. Jego wiersze są dalekie od opisowości, skondensowane i nie tak jednoznaczne do odczytania jak teksty Fryckowskiego. Dają bardziej uniwersalne spojrzenie na problemy, które przyniosła pandemia, jak izolacja związana z kwarantanną czy pobytem w szpitalu, ograniczenie spotkań w tzw. realu. Wskazują na zmiany, jakie zachodzą w człowieku izolowanym, zarówno te złe, jak i – co może zaskakiwać – pozytywne. Przykładem tych ostatnich jest pierwszy wiersz tomu:

 

Coraz ciekawiej

rozmawiam ze sobą

zaczynam

słuchać

 

Dalej pisze o odzyskiwaniu bliskości do siebie samego. I chociaż jego podmiot jest skazany na samotność równą tej z drogi krzyżowej bohatera tomu Fryckowskiego („stoję w oknie z widokiem / na moją uliczkę / nikogo”), to jednak jest w tych wierszach dużo więcej akceptacji losu, spokoju w dźwiganiu krzyża. Może wynika to z silniejszej wiary podmiotu (w poranek zmartwychwstania, w obecność Boga), a może z wcześniejszych „ćwiczeń z samotności”, których wyraz dawał nieraz ks. Hajduga w swoich wierszach.

 

Znamienne jest to, że w tych dwóch tak różnie zbudowanych opowieściach o czasie pandemii zaznaczona została mocno obecność matek poetów. Dodam, dobra obecność, trwająca nawet po ich śmierci. I to chyba najjaśniejsze przesłanie płynące z obu książek.

 

Mieszkań wiele

drzwi otwarte to ty

synku a to

ja

 

(z t. Uważaj na siebie)

 

AUTORKA: Agnieszka Kostuch

ŹRÓDŁO: Przewodnik Katolicki, nr 6/2022