Moje juwenilia, czyli wczesne próby poetyckie. Trzymam je już w pożółkłej papierowej teczce, do której rzadko zaglądam. Ale wśród nich jest jeden wiersz, napisany w 1967 roku (miałem wtedy 15 lat), który bym i dzisiaj śmiało opublikował bez tłumaczenia się datą.
Jest po prostu dobry, a nawet ciekawy dla mojego znajomego poety. „Ten punkt najwyższy/ to moja przyjaźń” – kogo miałem na myśli? Żadnych wątpliwości. Wtedy jednak nie myślałem o Panu Bogu. Pierwsza przyjaźń z bliską mi osobą, pierwsze rozczarowanie. Mimo wszystko przyjaźń, „której nie potrafisz/ zamazać”. Dzisiaj to uczucie również z wielką siłą przeżywam i pielęgnuję. Przyjaciele są i nagle ich nie ma. Na swojej drodze spotykam wielu dobrych ludzi, ale czy każdemu można tak naprawdę zaufać? Z biegiem lat coraz częściej o tym myślę. Nie omijam tematu w swoich najnowszych wierszach.
Odcięci od świata mojej przyjaźni
już nie kończ
budowanie małego trójkąta
w tej części znalazłem
siebie
odłóż liniał
ołówek
i zapomnij o podstawie
ten punkt najwyższy
to moja przyjaźń
której nie potrafisz
zamazać
(1967 r.)
Uparcie
czekamy na siebie
od okna do drzwi
kto pierwszy
kto komu
wyciągnie rękę
z kieszeni
(2015 r.)
ks. Jerzy Hajduga CRL