Okna starej kamienicy rozwieszone jak światełka na choince. Wchodzę do bramy, na korytarzu ciemno. Szukam światła, szukam drzwi.
Drzwi uchylone otwieram, przy stole siedzi sama babuleńka. Na mój widok wstaje, całuje mnie w dłoń. Skrępowany rozpoczynam modlitwę, razem siadamy do stołu. Ale przecież nie mogę długo posiedzieć, gdyż jeszcze inni na mnie czekają.
Po powrocie na plebanię tylko tę wizytę na kolędzie zapamiętałem, powracam do niej wierszem.
Obrazek z kolędy
sama babuleńka
– jak tam święta
były dzieci
– ja zawsze sama
nie urodziłam
całuje mnie w dłoń
– ale niech się rodzi
codziennie