Kapelani szpitalni. Co o nich wiemy? Czy postrzegamy ich jedynie przez stereotypy – niezdartych duchownych od pocieszania, wyprawiających w ostatnią drogę duszę, której nie udało się żadnym cudem zatrzymać dłużej w ciele? Jeśli tak, to tym bardziej powinniśmy pozwolić jednemu z nich – ks. Jerzemu Hajdudze – zabrać siebie do świata jego „poezji szpitalnej” zamkniętej w tomie pt. „Odpocząć od cudu” (Warszawa 2015). O książce pisze Agnieszka Sroczyńska.
Poprowadzi nas przez szpitalne korytarze do sal pacjentów, a nawet na cmentarz. Po czym nieoczekiwanie uchyli drzwi do jeszcze bardziej zamkniętego, nieznanego nam świeckim świata klasztoru – do swojego pokoju-celi, w którym „dwa krzesła o jedno za dużo” („Dodatkowy talerz”, s. 40) albo zaprosi nas do „rozpalonego” ogrodu, w którym szuka „siebie nie siebie” („Nikogo tutaj”, s. 21).
[…]
Jerzy Hajduga tomem „Odpocząć od cudu” również pomaga nam przełamywać owo mentalne zamknięcie. Wielu z nas ma doświadczenie pobytu w szpitalu jako pacjentów lub czuwających przy chorych bliskich. Jednak doświadczenie pracy w tym miejscu jest czymś jeszcze innym. I tym doświadczeniem podzielił się z nami szczodrze ks. Jerzy. Napisałam „szczodrze”, bo pomimo że zamieszczone w tomie 40 wierszy jest bardzo ascetycznych pod względem ilości użytych słów, to ich głębia, intymny charakter są poruszające. I co bardzo ważne Autor znalazł balans w ukazaniu tej intymności.
Pisanie wierszy o cierpieniu, śmierci jest bardzo trudne. Bo z jednej strony można popaść w „językowe łkanie”, nie trzymając emocji na wodze, a z drugiej – można spłycić temat za bardzo dystansując się do niego. Tadeusz Różewicz powiedział w jednym z wywiadów, że „nie pisze się cierpieniem […] cierpienia nie napisały za mnie książek. One były, one tam tkwią”, ale „poddawanie się emocjom podczas pisania? – mogłoby się zmienić w sentymentalne gadulstwo”. Ks. Jerzy grzechu „sentymentalnego gadulstwa” na pewno nie popełnia jako poeta.
Tom otwiera wiersz zatytułowany „Żadną łzą”. I właśnie ten tytuł jak przytoczony dalej w wierszu pyłek, co utkwił w oku, od pierwszego przeczytania wciąż nie daje mi spokoju. Czy poeta już na początku zastrzega, że nie będzie żadnych łez w tym tomie? A może tylko jego łez nie będzie? Bo kapelan szpitalny nie płacze publicznie? A kapelan poeta tym bardziej nie powinien? A może chce już na wstępie nam powiedzieć, że żadną łzą nie opowie się tego cierpienia, samotności, które widział u innych i doświadczył sam? Jedno jest pewne – Hajduga przywiązuje dużą wagę do tytułów. Są albo bezpośrednim wprowadzeniem do wiersza jak tytuł „Gdy” („padasz przy mnie / na cztery łapy…”, s. 19), albo jego kwintesencją jak w przypadku „Sacrum gestów” („mury klasztorne kruszą się / spacerujemy po ogrodzie // im bliżej nam im dalej / już nie wiem jak // położyć dłoń na ramieniu”, s. 12). Bywają cytatem, głosem bohatera wiersza – „To dziecko jest moim mężem” (s. 39) albo puentą – „Samotność nie zadaje pytań” (s. 46–47) czy „Dobrze jest czekać” (s. 63).
Wspomniany już wcześniej ascetyzm tych wierszy, polegający na oszczędnym, by nie powiedzieć wręcz „aptekarskim odmierzaniu” słów, nie zubaża ich przekazu, ale przeciwnie go wzmacnia. Biel i cisza są dla mnie dwoma głównymi emblematami szpitala. Jednym i drugim przesiąknięty jest ten tom. Królującą w nim biel, przywołująca na myśl sterylność i kolor szpitalnych ścian, łóżek, ubrań personelu, jest zasługą głównie Marii Kuczary. Opracowała graficznie książkę, wstawiając do niej biało-czarne grafiki przedstawiające zarysy rekwizytów oraz miejsc szpitalnego i klasztornego świata. Ilustracje nie dominują. Przeciwnie, sprawiają wrażenie, jakby chowały się po kątach tego tomu. I to również ma swoją ważną wymowę. Może nawet głębszą, gdyby krzyczały do nas makabryczne obrazy z sal operacyjnych i prosektorium. Umieszczenie grafiki prostego krzesła centralnie na przedniej okładce uważam za pomysł genialny w swojej prostocie. Każdy, kto doświadczył długich godzin czuwania przy kimś chorym w szpitalu, wie, że bez tego krzesła czuwanie byłoby jeszcze bardziej męczące, jeśli w ogóle możliwe. Chociaż sam motyw krzesła pojawia się tylko w jednym wierszu „Dodatkowy talerz”, to jednak krzesło jest ważną metaforą całego tomu, metaforą odpoczynku, o który tak ciężko głównemu bohaterowi w jego szpitalno-klasztornym świecie.
W jednej z zamieszczonej na koniec tomu notatce „z przychodni wierszy” wyznaje: „Odpocząć od cudu. Ale jak? Jeszcze słyszę krzyk chorego. W moją stronę, w stronę krzyża. Szybko zamknąłem za sobą drzwi na plebanii, rzuciłem się na łóżko, okryłem kocem. Jeszcze tej nocy telefon, to on. Zdążył się wyspowiadać.” (s. 66).
[…]
Próżno tu szukać „złotych myśli”, jak poradzić sobie z cierpieniem własnym i czyimś. Nie znajdziemy też żadnych słów pocieszenia, z którymi najczęściej kojarzymy osobę kapelana szpitalnego. Główny bohater nie jest miłosiernym herosem. Jest zmęczonym (prośbami o cud? swoją bezradnością?) zwykłym człowiekiem, którego też nie ominęła choroba. I paradoksalnie proponuje: „a może choć na chwilę / odpocznij od cudu” („Wstań”, s. 38). Jego samotność jest równa tej, do których przychodzi, a może jeszcze większa? Skoro jedyną osobą, na której „przytulenie” może liczyć, jest zmarła matka.
Dwa wiersze zatytułowane „Samotność nie zadaje pytań” nie pozostawiają złudzeń, że te dwa światy – szpitalny i klasztorny – łączy bardzo wiele, na czele z poczuciem osamotnienia, które uczy między innymi milczenia. Jeśli wierzyć ks. Janowi Twardowskiemu, że „wiary uczy milczenie”, to ks. Jerzy jest wzorowym uczniem w tych dwóch trudnych „szkołach wiary”.
AUTORKA: Agnieszka Sroczyńska
Źródło: PoeciPolscy.pl, 2 lipca 2018