Pan Cogito pragnie odpocząć od cudu nieśmiertelności

Magdalena Bąk-Wołoszyn pisze w najnowszej FRAZIE: Jan Twardowski przyzwyczaił nas do tego, że ksiądz pisze albo słodko-czule o miłości i przyjaźni, albo jak ksiądz Maliński zachwyca się światem i człowiekiem, stworzonym na podobieństwo dobrego Boga. Jerzy Hajduga, który lapidarnie pisze o sobie: ksiądz, poeta, publicysta konsekwentnie wyłamuje się z tego stereotypu, pisząc nieustannie o życiu, przemijaniu, śmierci i cierpieniu; przyzwyczajając swoich czytelników do prawdy jakże oczywistej, a jakże chętnie pomijanej w recenzjach księży-artystów: albo się poetą jest, albo się nim nie jest.

 

Z pewnością Jerzy Hajduga, ksiądz-poeta, należy do tej pierwszej kategorii. W swoim dorobku posiada pokaźny zbiór wierszy: ponad osiem tomów poetyckich, w tym interesującą płytę z poezją z aksamitnym wokalem Dominiki Świątek pt. Coraz ciszej.

 

Poezja Jerzego Hajdugi to poezja, która podszyta jest niepewnością. Nie tyle niepewnością co do miejsca człowieka w świecie, ile właśnie pełna niepokoju o zaświat, o to, co dalej się stanie, gdy przekroczy się próg życia. Puste krzesło na okładce ostatniego tomiku Odpocząć od cudu (2015) jest jak zaproszenie do wspólnej medytacji, do wspólnej podróży przez ogród życia, do podróży poza jego kres. Ogród jest motywem bardzo silnie obecnym w całym tomiku. I jest ogrodem życia jak w wierszu Nikogo tutaj, w którym dokonuje się cud wspólnej obecności, cud istnienia tout court, jak i ogrodem śmierci, gdy uzmysłowić sobie jego skończoność, jego ulotność (zarówno ogrodu jak i życia). Także metafora płomienia w przestrzeni ogrodowej przywołuje proces unicestwiania, zamierania człowieka i przyrody:

 

w rozpalonym ogrodzie tylko

nasze ciała w liściach

dorzucone

 

szukamy siebie nie siebie

zsuwa się ostatni

rysuje gałąź

 

Jerzy Hajduga jest poetą świadomym swego fachu, celnie cyzelując metafory, doskonali się w lapidarnej dykcji mówienia o eschatologii za pośrednictwem dosłownie kilku wersów, kilku zdań jak w wierszu Ostatnia odsłona:

 

właśnie weszła

jakim cudem

 

akurat do mnie

patrzy co by

jeszcze

 

ściąga bliższe

najbliższe

ciału

 

mówi że to

nie koniec

 

Śmierć odarta ze swej rytualnej barokowości jest ledwie widoczna, jest prawie że niezauważalna. Strach przed umieraniem jest gdzieś pomiędzy słowami, ukryty w wersach-elipsach. Tak celna umiejętność pisania o końcu życia jest nie tylko wynikiem pracy poety, pracy księdza w hospicjum, ale przede wszystkim wynika ze zdolności do przetwarzania wielu informacji, jakie docierają do ludzkiej świadomości każdego dnia, do umiejętności ich selekcji, wybierania tylko tych, które najcelniej, w najbardziej właściwy sposób opiszą horror egzystencji. Poeta posiada tę tajemniczą moc zaklinania trudnych, wręcz skrajnych doświadczeń w kilku dosłownie wersach-obrazach. Czy można trafniej i krócej opowiedzieć o wszystkich etapach życia: narodzinach, życiu, miłości, samotności i śmierci jak w liryku Pieta:

 

wstał z kolan matki

na oczach której

umiera dziecko

 

sam zapłakał

 

Myli się jednak ten, kto sądzi, że temat wieczności jest jedynym, jaki podejmuje poeta. Poezja Hajdugi to przede wszystkim wielość tematów i wątków: od umierania, odchodzenia najbliższych (wraz z jakże różewiczowskim w swej formie motywem śmierci matki), doświadczania czasu, poprzez codzienne obcowanie z ludźmi, zwierzętami, przedmiotami. To poezja skoncentrowana na detalach, ledwo zauważlnych szczegółach: spojrzeniu, oddechu, dotyku, które budują klimat kontemplacji, zawieszenia pomiędzy światem pędzących chorób, czyhającej śmierci i światem myśli, światem ducha, który objawia się poprzez doznania zmysłowe jak choćby w liryku Sacrum gestów:

 

mury klasztorne kruszą się

spacerujemy po ogrodzie

 

im bliżej nam im dalej

już nie wiem jak

 

położyć dłoń na ramieniu

 

Epigramatyczna forma wierszy, konsekwentnie stosowana w wielu zbiorach poezji Hajdugi, swój początek bierze w poezji haiku. Jak sądzę wpływa na to również głębokie doświadczenie modlitwy, tego rodzaju modlitwy, która jak u Ojców Pustyni, pobudza do refleksji, do zagłębienia się w rozważaniu o sobie samym, o przemijającym świecie.

 

Intrygująca w najnowszym tomiku poezji Hajdugi jest również postać podmiotu lirycznego. Kategoria podmiotu cyklicznego, zaproponowana przez Rolfa Fiegutha w pracy Rozpierzchłe gałązki. Cykliczne i skojarzeniowe formy kompozycyjne w twórczości Adama Mickiewicza może, jak sądzę, scalić i pomóc opisać nieco tę postać. Podmiot wierszy Hajdugi jest dość konsekwentnie ukształtowany, zarówno w tomie Odpocząć od cudu, jak i w pozostałych. To człowiek dojrzały, rejestrujący świat w szczegółach, pozornie nic nie znaczących gestach, patrzący na świat relacji międzyludzkich z dystansem uważnego obserwatora. Jest przy tym podmiotem zaangażowanym w sprawy tego świata, odsłaniającym swoją własną niepewność, wahanie, samotność, naturalną, ludzką potrzebę akceptacji, bliskości. To również podmiot zdystansowany do siebie, z humorem i ironią opisujący własne zmaganie z życiem i śmiercią. To iście herbertowski Pan Cogito przemierzający świat. Ironia właśnie, rozumiana po sokratejsku, pozwala podmiotowi lirycznemu oswajać siebie, swoją ludzką naturę rozpiętą między życiem a śmiercią. Tak rozumiana ironia jest sposobem patrzenia, ale także służy pogłębionej refleksji poetyckiej.

 

Poezja Hajdugi w swej pozornie lapidarnej formie tętni wielością doznań, wrażeń, impresji. To poezja konsekwentnie pisana do namysłu, do lektury wielokrotnej; tworzona z myślą o drugim człowieku. Ostatni tomik Jerzego Hajdugi pozwala dać odpocznienie od cudu, cudu faustowskiego pragnienia nieśmiertelności i wiedzy, ale także uzmysławia moc poezji, jej zdolność do zatrzymywania w języku ulotnego cudu istnienia.

 

Jerzy Hajduga, Odpocząć od cudu, Wydawnictwo Literackie Białe Pióro, Warszawa 2015.

 

AUTORKA: Magdalena Bąk-Wołoszyn

 

ŹRÓDŁO: Pan Cogito pragnie odpocząć od cudu nieśmiertelności, FRAZA nr 4 (90) 2015.